środa, 24 lutego 2016

One Shot ~Ja Cię kocham, a Ty śpisz~

  Niektórzy uważają, że szczęście to posiadanie czegoś o czym od dawna się marzyło, odkrycie rzeczy, która zmieni całą ludzkość, wynalezienie czegoś niezwykłego, ale on postrzegał to inaczej. Nie był wynalazcą, geniuszem czy bohaterem, nie był także najbogatszy, ani nawet znany, był za to najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
A kim właściwie był ten chłopak? Leon Verdas – był przystojny, utalentowany, każda dziewczyna o nim marzyła. Umiał tańczyć, śpiewać, ale nie to czyniło go najszczęśliwszym na ziemi. To dlaczego taki był? Bo miał przy sobie swój cały świat, swoją Violette Castillo. Swoją szatynkę o czekoladowych oczach, które bezustannie tkwiły w jego pamięci. Zawsze twierdził, że nie istnieje człowiek idealny, ale po jej poznaniu zrobił wyjątek .. 
~~~
-Hej piękna. – odgarnia kosmyk włosów szepcząc jej do ucha. Jego ciepły oddech przyprawia ją o dreszcz. Kiedy chłopak lekko się odsuwa dziewczyna otwiera oczy zwracając na niego swój czekoladowy wzrok.
-Hej piękny. –  śmieje się, a on mimowolnie robi to samo. W jej oczach pojawia się piękny blask świadczący o jej szczęściu. Kocha go tak bardzo jak on ją. Szatyn składa delikatny pocałunek na jej policzku co przyprawia ją o uśmiech -Czym ja sobie zasłużyłam na takiego chłopaka? – Verdas odsuwa się od niej lekko
-Nie wiem. – żartuje, a ona uderza go lekko w ramię rozbawiona.
~~~
Od dwóch godzin leżą na kocu w parku wpatrując się w chmury. Są sobą tak zajęci, że nawet nie zdają sobie sprawy z upływu czasu. Przytulają się, całują, rozmawiają, a reszta świata się dla nich nie liczy. Nic nie ma w tej chwili większego znaczenia niż uczucie, którym siebie darzą.
-Leon. – podnosi głowę dziewczyna
-Tak? – spogląda na nią.
-Myślisz, że jeszcze kiedyś spotkam się z Ludmiłą? – pyta
Ludmiła Ferro była to najlepsza przyjaciółka Violetty. Znały się od dziecka, były nierozłączne do momentu wyprowadzki Castillo. Niestety kontakt dziewczyn się urwał, przestały do siebie dzwonić, pisać. Zupełnie jakby nigdy się nie znały. Z jednej strony to smutne, ale z drugiej gdyby nie ten wyjazd nie odnalazła by tu chłopaka, w którym jest zakochana po uszy.
-Jeśli tego chcesz, to na pewno się stanie. – pociesza ją.
-Brakuje mi jej, była dla mnie bardzo ważna. – wyznaje szatynka
-Spokojnie Vilu, jeszcze będziecie mnie razem obgadywać. – zakłada kosmyk włosów za jej ucho. Dziewczyna uśmiecha się. Verdas zawsze potrafi poprawić jej humor.
-Kocham cię. – przybliża się do niej
-Ja też. – wyznaje
-Ty też co? – podnosi jedną brew
-Ja też cię kocham. – wymieniają się uśmiechami. Za chwilę usta Leona i Violetty stają się jednością. Ich serca biją w jeden rytm. Czują się przy sobie szczęśliwi, niczego więcej nie potrzebują.
~~~
-Naprawdę chcesz mnie zostawić? – pyta ze łzami w oczach.
-Vilu, jadę nagrywać płytę, spełniać swoje marzenia. – wyjaśnia –Niedługo wrócę. – szatynka kiwa głową ze smutkiem. 
-Dobrze, nie zatrzymuję cię. – odwraca wzrok. Tak bardzo boli ją wyjazd Leona.
Chłopak łapie jej podbródek i delikatnie odwraca jej twarz w swoją stronę.
-Kocham cię. – łączy ich usta w pocałunku, który po jakimś czasie zostaje odwzajemniony. Całują się długo i czule, jakby naprawdę mieli się już nigdy więcej nie zobaczyć.
-Ja ciebie też. – gładzi jego policzek. Jest dla niej bardzo ważny, ale czuję, że nie może go powstrzymywać –Jedź, zasłużyłeś na to. – po jej policzkach spływają łzy. Cierpi, ale chcę dać mu wolność, pozwolić spełnić mu marzenia –Żegnaj.
-Do zobaczenia. – poprawia ją chłopak. Skrada jej ostatni buziak i z bólem serca odchodzi.
~~
Mija pół roku, a od 3 miesięcy Violetta nie odbiera telefonów, nie odpisuje na maile, nic. Zupełnie jakby o nim zapomniała, odcięła się od przeszłości. Verdas bardzo cierpi z tego powodu, tęskni za nią. Właśnie siedzi w samolocie i leci do Buenos Aires. Chcę ją chociaż zobaczyć, spojrzeć w jej oczy. W jego głowie rodzą się najgorsze scenariusze: Co jeśli znalazła już kogoś? A jeżeli przestała go kochać? Pomimo złych myśli błądzących po jego głowię kieruję się do niej z pozytywnym nastawieniem. W końcu zobaczy swoją księżniczkę, której tak bardzo mu brakowało.
~~
Stoi przed drzwiami domu swojej ukochanej. Jego serce przyspiesza. Zwraca wzrok na bukiet kwiatów obracając je co chwila w ręku. To ta chwila. Wreszcie od tych 6 miesięcy zobaczy ją, dotknie. Z lekkim zestresowaniem naciska na dzwonek. Po kilku minutach w końcu ktoś wyłania się z domu.
-Leon? – nie dowierza Federico
-Tak. – uśmiecha się –Stęskniłem się za twoją siostrą.– wyznaje, a brunet spina się lekko.
-A co z twoją karierą? – zmienia temat
-Poczeka. – rzuca –To gdzie znajdę Violette? – pyta szczęśliwy. W odpowiedzi uzyskuje jedynie westchnięcie.
-Leon .. ona – serce szatyna zaczyna przyspieszać. Obawia się najgorszego. –Jest w śpiączce, od 3 miesięcy. – odwraca wzrok
Mięśnie mężczyzny natychmiast się naprężają, a na nadgarstkach pojawiają się bardzo widoczne żyły. Wściekłość zaczyna wypalać go od środka.
-I dowiaduję się o tym dopiero teraz?! – wścieka się
-Nie chcieliśmy niszczyć twojej kariery, osiągnięć, po za tym nie było na to czasu. – Verdas nerwowo łapie go za kołnierz koszuli
-Nie było czasu na to, żeby powiadomić mnie o tym, że najważniejsza osoba w moim życiu leży w szpitalu?! Jeśli coś jej się stanie, to moje życie będzie zniszczone!– krzyczy mu prosto w twarz. Chwilę później opanowuję się i puszcza chłopaka. –Zawieź mnie tam. – rozkazuje, a Castillo kiwa głową i posłusznie rusza po kluczyki do samochodu.
~~~
  Szatyn powoli wchodzi do Sali. Jego kroki są wolne, lekkie jakby bał się, że skrzypnięcie podłogi może zakłócić spokój w pomieszczeniu.  Kiedy staję przed łóżkiem swojej ukochanej  oczy zaczynają go szczypać. Zamyka więc je mocno zaciskając powieki. Idzie to jednak na marne, ponieważ za chwilę jego policzki stają się wilgotne. Bierze krzesło do swojej silnej ręki i cicho, bezgłośnie stawia je blisko łóżka. Siada na miejscu głośno przełykając ślinę. Jego serce zaczyna bić w rytm pracującego w Sali respiratora. Bardzo delikatnie splata swoją dłoń z zimną, kruchą ręką Violetty.
-Cześć księżniczko. – szepcze–Tęskniłem za tobą.
Mężczyzna czuję w sobie ogromny ból i poczucie winy. Cisza panująca w pomieszczeniu zaczyna go przytłaczać. 
Jego żuchwa twardnieje, a tęczówki nabierają ciemnego, głębokiego koloru.
-Violetta. – jego głos drży. –Musisz z tego wyjść, rozumiesz? – nerwowo przegryza dolną wargę krzywiąc się przy tym boleśnie –Pośpisz jeszcze chwilkę i się obudzisz, dobrze? – prosi z nadzieją. W odpowiedzi uzyskuje jedynie głuchą ciszę. Wie, że mówi sam do siebie, ale jednocześnie czuje, że to może pomóc –Żałuję tego wszystkiego. – jego oczy robią się jak dwie szklanki, nie umie powstrzymać przeszywającego go smutku. –To wszystko się stało przeze mnie. – spuszcza głowę uwalniając łzy krążące w jego tęczówkach –Wybacz mi. - przykłada jej dłoń do swoich ust składając na niej czuły, lecz delikatny pocałunek. Czuł jakby trzymał w ręce porcelanową lalkę, bał się ją skrzywdzić, uszkodzić.
    Wstaję z krzesła i ostatni raz patrzy na nią. Nie móc znieść bólu przeszywającego jego organizm opuszcza salę, a później szpital.
~~~
  Mijają 3 miesiące, a sytuacja nadal się nie poprawia. Verdas codziennie pojawia się u swojej ukochanej. Czuwa nad nią przez kilka godzin oddając się cierpieniu, a następnie wraca do domu i kładzie się spać. Na nic więcej nie ma siły, nic więcej go nie interesuje. Oddalił się od przyjaciół, nie odbiera telefonów od swojego menadżera, nic. Tak jak piszą prasy jego kariera się skończyła, ale nikt tak naprawdę nie wie z jakiego powodu, dlaczego. Mężczyzna kompletnie odizolował się od świata, bo tak naprawdę cały jego świat właśnie leży w szpitalu walcząc o życie.
Szatyn siedzi na łóżku opierając łokcie o swoje kolana. Wplata ręce w swoje włosy i płacze. Nie wstydzi się tego, cierpi. Jego życie jest całkowicie zniszczone, a sam Leon jest na skraju wytrzymałości, jest wrakiem człowieka. Stracił wszystko – marzenia, karierę, fanów i co najgorsze najważniejszą osobę w swoim życiu. Jedyne co w nim pozostało to miłość jaką żywi do Violetty i mała, bardzo mała iskierka nadziei, nadziei, która jest stłumiona przez ból, cierpienie i samotność. 
   W pewnym momencie czuję mrowienie w okolicy lewego uda. Niechętnie i powolnie sięga jedną ręką do kieszeni i wyjmuje z niej telefon. Nie sprawdzając kto dzwoni wybiera czerwoną słuchawkę. Sygnał ustępuje, ale tylko na kilka sekund. Kiedy ponownie w pokoju rozlega się dźwięk dzwonka odbiera.  To co słyszy o mało nie zwala go z nóg. Jego oddech przyspiesza, a puls znacząco się zwiększa. Szybko wkłada urządzenie w poprzednie miejsce, zgarnia kurtkę, kluczyki do auta i z prędkością światła biegnie do samochodu. Wsiada rzucając rzeczy na miejsce obok kierowcy i odpala silnik. Kiedy jedzie coraz bardziej zwiększa swoją prędkość. Po kilku minutach znajduję się przed szpitalem. Trzaska drzwiami auta i biegnie do środka. Wymija pielęgniarki, pacjentów i pędzi ile ma tylko sił w nogach. Wbiega do Sali. Kiedy widzi swoją ukochaną na jego twarz wpływa uśmiech.
Podchodzi, tym razem spokojnie do łóżka szpitalnego i staję przed Castillo.
-Hej, śpiąca królewno. – szepcze szczęśliwy
-L-leo-n. – mówi z trudem oszołomiona. Chłopak czuję jak jego życie odzyskuje dawne barwy.  Zbliża się do niej i unosi jej dłoń składając na niej pocałunek.
-Jestem przy tobie, zawsze będę. – kąciki ust dziewczyny lekko drgając z trudem unoszą się do góry.
~~~
Mija kilka miesięcy. Violetta i Leon właśnie stoją przy ołtarzu głęboko wpatrując się sobie w oczy. Ich serca znów biją w jeden, pełny rytm. Verdas nie może się napatrzeć na swoją ukochaną. Długa, biała suknia ślubna; falowane włosy sięgające do ramion, delikatny makijaż i goszczący uśmiech na jej twarzy jest jak miód na jego serce.  Na co dzień wygląda ślicznie, ale dziś jest prawdziwą księżniczką. Mężczyzna lustruje każdy szczegół jej twarzy, chcąc aby ten obraz na zawsze pozostał w jego pamięci.
-Ja, Leon Verdas – spogląda w jej oczy. Czuje, że to najpiękniejszy moment w jej życiu, tak jak i jego - biorę Ciebie Violetto Castillo za żonę – w jej oczach pojawiają się łzy szczęścia. Nie wierzy, że to się dzieję naprawdę - i ślubuję Ci miłość, wierność  i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. – szatynka czuję się coraz gorzej, ale stara się to ukryć nie chcąc zepsuć tej pięknej chwili -Tak mi dopomóż ... – przerywa widząc jak dziewczyna zamyka oczy i robi się bardzo słaba. W ostatnim momencie łapie ją, a ona bezwładnie leży w jego ramionach. Jego serce znacząco przyspiesza a przed oczami zaczynają pojawiać się mroczki. Ręce zaczynają mu drżeć ze strachu.
-Dzwońcie po pogotowie! – krzyczy przerażony. Gładzi jej policzki swoimi kciukami. Jest tak piękna i bezbronna. Jego serce wali tak szybko, że stłumia jego umysł. –Wszystko będzie dobrze. – całuje czubek jej głowy.
~~~
Mija godzina. Violetta zostaje przewieziona na salę operacyjną, a Verdas? Siedzi na korytarzu szpitalnym z wplecionymi we włosy rękami. Nie jest w stanie nic zrobić. Kołyszę się lekko w przód i w tył próbując opanować emocje towarzyszące mu w tej chwili – strach, lęk, niepewność. Jego dłonie drżą, a z jego oczu lecą strumienie łez. Po chwili podchodzi do niego lekarz. Leon w niemal sekundę podnosi się i staję naprzeciwko pracownika.
-Co z nią? – pyta zachrypnięty
-Przykro mi, panna Castillo .. nie żyję. – te słowa zupełnie otępiają Verdasa. W tym momencie jego dusza zaczyna umierać. Na początku nie dowierza w to co słyszy, ale kiedy to wszystko do niego dociera ból zaczyna przeszywać go od środka.
-To niemożliwe. – patrzy w podłogę. Leon zaciska pięści w skutek czego na nadgarstkach pojawiają mu się bardzo widoczne żyły.
-Bardzo mi przykro, zrobiliśmy wszystko co mogliśmy .. – tłumaczy się mężczyzna w podeszłym wieku. Verdas zaczyna drżeć. Zwraca wzrok na doktora, jego oczy są przybierają ciemną barwę.
-Gówno zrobiliście! – odpycha mężczyznę na bok i biegnie na salę gdzie leży jego ukochana. Nie obchodzi go, że nie może tam być. Omija wszystkich pędząc  tam gdzie podpowiada mu podświadomość. W końcu widzi ją. Leży, całkiem blada, krucha. Nie ma w niej życia, niczego. Chłopak rozszerza oczy gwałtownie nabierając powietrza do płuc.
-Nie, nie. – mówi sam do siebie. Łapie jej dłoń, która wydaję mu być się lekka jak piórko –Błagam Violetta! – krzyczy do niej. Po jego policzkach co rusz spływają szczypiące łzy. Jego głowa dosłownie pęka, a serce krwawi. –Nie rób mi tego nie możesz odejść, rozumiesz?! – krzyczy do niej płacząc –Nie zostawiaj mnie! – wydaję z siebie głośny okrzyk. Ujmuje jej twarz swoimi dłońmi.  Jego serce bije tak szybko jakby miało wyskoczyć mu z piersi. Przygląda się twarzy dziewczyny gładząc lekko jej skórę. –Przepraszam. – opuszcza głowę szlochając
Wtedy do pomieszczenia wchodzą lekarze i zaczynają wyprowadzać chłopaka. On patrząc na swoją dziewczynę próbuję im się wyrwać jak zwierzę wprowadzane do klatki.
Szarpie się, krzyczy, ale na nic. W końcu znajduję się na korytarzu, a drzwi zostają przed nim zamknięte. Zdesperowany mężczyzna zaczyna z całej siły uderzać w nie pięściami głośno przy tym krzycząc. Po chwili Federico odciąga go. Po kilku minutach walki Verdas rezygnuję. Wybiega ze szpitala rzucając okrywający go płaszcz szpitalny i zaczyna podążać przed siebie.  Idzie sam nie wiedząc dokąd. Jest całkiem pusty, nie ma w nim już życia. Czuję jakby nóż został wbity mu prosto w serce, jego ukochana odeszła - w dzień ich ślubu. Najpiękniejszy dzień jego życia zamienił się w najgorszy koszmar. 
   W pewnym momencie zatrzymuję się przed parkiem. Idzie nad jezioro. Nie potrafiąc dłużej stać na dwóch nogach bezwładnie pada na ziemię. Zaczyna płakać, to wszystko go przerasta. Przygląda się zachodzącemu słońcu, które kojarzy mu się z Violettą. Wszystko straciło dla niego sens, nic już nie będzie takie samo.
-Dlaczego? – pyta sam siebie. Serce ściska go tak jak jeszcze nigdy w życiu. Odeszła od niego najważniejsza osoba na świecie, jego skarb, słońce, cały świat. Jego oddechy są ciężkie, zmęczone, jakby zaraz miał skonać. Z trudem nabiera powietrza do swoich płuc szarpiąc się za swoje gęste, kasztanowe włosy. Ciągnie je z ogromną siłą próbując wyładować wszystkie emocje wyniszczające go od środka.
-Leon? – słyszy za swoimi plecami –Leon Verdas? – ogląda się za siebie. Jego oczom ukazuję się dosyć wysoka, szczupła blondynka. Ubrana jest w krwisto czerwoną sukienkę. Jest bardzo ładna, lecz jak widać bardzo przygnębiona. Jej oczy są całe opuchnięte i widać w nich ogromny smutek.
   Mężczyzna z trudem podnosi się z ziemi i staję naprzeciwko niej. Dziewczyna kurczowo zaciska swoje dłonie na torebce. -To ty jesteś .. chłopakiem Violetty tak? – mężczyzna czuję ucisk w dołku. Prawie został jej mężem, mogli być razem do końca swoich dni, a jednak to wszystko prysło.
-Tak. – mówi z trudem
-Jestem Ludmiła. – podaje mu swoją rękę –Ludmiła Ferro. – delikatnie ściska jej dłoń. Na nic nie ma już siły.  –J-ja słyszałam co się stało. – jej głos zaczyna się łamać –I .. – przerywa zaczynając szlochać. Szatyn widząc to podchodzi do niej i przytula ją do siebie. Jego ciało czuję przyjemne ciepło, ale serce wciąż jest zimne i puste. Dziewczyna wtula się w niego płacząc coraz bardziej. On zamyka oczy wyobrażając sobie, że to właśnie Violetta spoczywa w jego ramionach. Po jego chłodnych policzkach spływają strumienie łez. Tak bardzo mu jej brakuje. Po kilku minutach w końcu odrywają się od siebie. –Chciałam dotrzeć jak najszybciej, ale ..
-Spokojnie, nie musisz się tłumaczyć. – rezygnuje zachrypnięty.  W jej oczach pojawia się poczucie winy.
-Ja .. zachowałam się jak ostatnia ..
-Ludmiła, Violetta dużo mi o tobie mówiła. – przerywa patrząc w jej pełne łez tęczówki –Nie miała Ci za złe. Tęskniła za tobą, ale .. nie była na ciebie zła. – pociesza ją, choć sam czuję się okropnie. Wciąż po głowie błądzi mu myśl o tym, że wyjechał, zostawił ją.
-Dziękuje. – jej drżące usta układają się w lekkim uśmiechu, który zaraz znika z jej twarzy. Verdas przygląda się jej jak obrazkowi. Szuka w niej choć cząstki swojej ukochanej, którą właśnie stracił. Nagle na jego ramie kapie kropelka. Za chwilę z nieba zaczyna spadać ich coraz więcej.
    Oboje stoją patrząc się na siebie, lecz dziewczyna co chwile odwraca wzrok. Wtedy przypomina mu się  Castillo, która na początku ich znajomości robiła to samo. Zaciska powieki próbując powstrzymać napływające do oczu łzy, ale na marne. Stracił wszystko, jego życie nie ma sensu. Kiedy czuję rękę na swoim ramieniu zwraca wzrok na blondynkę.
-Pamiętaj, że ona zawsze będzie tutaj. – wskazuje na jego lewą pierś. Verdasa wcale to nie pociesza, bo on nie ma już serca. Czuł jakby wraz z odejściem jego ukochanej zostało mu ono wyrwane, a mimo to z trudem wymusza uśmiech. -Trzymaj się. – muska jego policzek po czym odchodzi. Mężczyzna odwraca się i ponownie przybliża do jeziora. Patrzy na ledwo widoczne już słońce czując w sobie ogromny ból i pustkę. Jego dusza umarła wraz z jej odejściem.
-Zobaczymy się już niedługo królewno. – szepcze –Naprawdę niedługo.

                                 ********************************************
Hej L  OS dosyć smutny, sama pisząc go miałam przy niektórych momentach łzy w oczach. Myślę, że nie wyszedł taki zły, mogę nawet przyznać, że to najlepsze co do tej pory napisałam (licząc także z poprzednimi blogami). Początek wyszedł trochę marnie, ale sądzę, że całość wyszła okey.No cóż, mam nadzieję, że ktoś przeczyta moje wypociny :D Jeśli nie zanudziliście się w trakcie, to jestem pod wrażeniem bo OS wyszedł jak dla mnie długi. Przy okazji dziękuje za to, że aktywność na moim blogu powoli, ale wzrasta J Nawet nie wiecie jak każdy komentarz wywołuje uśmiech na mojej twarzy! :) No to oddaje to w wasze ręce i widzimy się w nowym poście, który pojawi się już niedługo. Pozdrawiam :**********

4 komentarze:

  1. Jakie to piękne i smutny.
    Płakać mi się chce. To jest wzruszające.
    Kobieto masz talent.
    Doprowadziłaś mnie do łez.
    Pozdrawiam Patty;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakie to jest smutne. Aż się popłakałam jak ona umarła. Czemu to robisz. Potem ktoś wchodzi do pokoju a ja płaczę przez opowiadanie. Cudowne choć smutne. Pisz więcej <33

    OdpowiedzUsuń

Theme by violette