Brązowooka
pięciolatka wchodzi z kobietą do środka. Nie ma pojęcia gdzie się
właśnie znajduje, przecież jeszcze kilka dni temu o tej porze mamusia czytała
jej bajki przy otulającym cieple ognia
rozżarzonego w kominku.
Szatynka kurczowo
ściska rękę rudowłosej niewiasty, która jako jedyna wzbudziła jej zaufanie od
czasu wypadku rodziców.
-Violu. – szepcze kobieta –To będzie twój nowy pokój. –
uśmiecha się pokrzepiająco kucając przy dziewczynce. Mała lustruje
pomieszczenie przyglądając się uważnie swoim nowym współlokatorką, które nawet
na moment nie podniosły głowy znad książek. Przełyka ślinę czując ucisk w
żołądku.
-Gdzie moja mama? – odzywa się pierwszy raz tego dnia. Z
twarzy kobiety znika wymuszony uśmiech na którego miejsce wpływa współczucie i
troska o dziewczynkę.
Nie cierpiała
odpowiadać na to pytanie. To samo, które słyszała za każdym razem z ust małych,
bezbronnych, niczego nieświadomych istot.
50-latka wzdycha cicho i zakłada kosmyk włosów za ucho
Castillo.
-Posłuchaj Violu. – jej ton jest uspokajający, że nawet
najgorsze słowa wydobyte w tej chwili z jej ust mogłoby się wydawać czymś
dobrym, nie wzbudzającym żadnego niepokoju. –Czasami dzieje się tak, że osoby
na którym nam zależy muszą odejść. – czekoladowe spojrzenie tkwi w oczach
kobiety czekając na dalsze wyjaśnienia. –Ale odchodzą do lepszego miejsca, są
tam szczęśliwi.
-Do takiego w którym są jednorożce, a wszyscy chodzą po
chmurach? – kobieta śmieje się cicho
-Do takiego w którym są jednorożce i wszyscy chodzą po
chmurach. – posyła jej pobłażliwy uśmiech, który szatynka niepewnie
odwzajemnia.
Obok nich zjawia
się mały chłopiec na oko w wieku Violetty z brązową czupryną, zielonymi oczami
i słodkim, dziecięcym uśmiechem.
-Jesteś tu nowa, prawda? – uśmiecha się w jej stronę na co
Castillo kiwa głową. –Jestem León. – wyciąga do niej dłoń, którą dziewczynka
nieśmiało ściska.
I tak zaczęła się ich historia.......
♥♥
Mijały dni, miesiące, lata; a oni wciąż byli nierozłączni.
Każdy dzień spędzali razem. Wszyscy w przerwach biegali, kopali piłkę;
dziewczynki bawiły się we wróżki, a oni wspólnie siedzieli pod drzewem czytając
sobie nawzajem ulubioną książkę, lub dzieląc się marzeniami. Ich przyjaźń była
czymś niezwykłym. W chwilach słabości wspierali siebie nawzajem. Zawsze
obiecywali sobie, że nigdy o sobie nie zapomną.
-Sto lat, sto lat... – podśpiewuje León podchodząc do
jubilatki. –Wszystkiego najlepszego
Vilu. – wyciąga ręce zza pleców podając
jej do dłoni małą bransoletkę z misiem. Dziewczynka uśmiecha się rzucając się
na szyję przyjacielowi.
-Dziękuje, jest piękna. – odrywa się od niego z uśmiechem,
który zaraz zostaje odwzajemniony.
Dziś szatynka
obchodzi swoje 12 urodziny, które jak zwykle spędza ze swoim starszym o rok
przyjacielem.
Kiedy chłopak już chcę coś powiedzieć przerwa mu dźwięk
skrzypienia drzwi zza których wyłania się rudowłosa kobieta.
-Violu, mogę cię prosić na chwilkę? – uśmiecha się w stronę
dziewczynki, która wstaje z dotychczasowego miejsca i udaję się za opiekunką.
♥♥
-Wyjeżdżasz? -pyta
Verdas kiedy ta ściera dłonią łzy świdrujące w jej oczach.
-Jakieś małżeństwo chcę mnie zaadoptować, mówili, że będę
miała nowy dom.
-To super, prawda? – wymusza uśmiech
-Ale nigdy więcej się nie zobaczymy. – na te słowa chłopak
smutnieje. Wiedział, że ten dzień kiedyś nadejdzie, ale nie sądził, że stanie
się to właśnie teraz.
-Ale będziesz szczęśliwa, to jest ważne. – posyła jej
uśmiech –Nie ważne gdzie, kiedy i jak
daleko od siebie, przyjaciele na zawsze. – recytuję wcześniej wymyśloną przez
nich formułę wyciągając do szatynki mały paluszek, który dziewczynka splata ze
swoim po czym przytula przyjaciela
♥♥
Mija 8 lat.
Violetta od 2 lat jest już pełnoletnia, jednak wciąż mieszka ze swoimi
opiekunami. Są dla niej jak prawdziwi rodzice. Od czasu adopcji pokochała ich
bezgranicznie.
Na jej nadgarstku
wciąż plączę się ta sama, wyjątkowa bransoletka z misiem. Wspomnienia stale
krążą po jej głowie, lecz teraz ważna jest dla niej przyszłość.
Idąc przez park
natyka się na świstek papieru ledwo trzymający się na drobnym gwoździu wbitym w
tablicę. Dziewczyna zatrzymuje się i zaczyna czytać. W połowie tekstu urywa
czując napływające do oczu łzy. Kobieta, która przez tyle lat zajmowała się nią
.. odeszła. Rudowłosa, która dała jej nadzieję i miłość brakujące jej po
stracie rodziców.
Castillo czując
ciepły oddech na swojej skórze odwraca się spotykając swój wzrok z dwoma,
przepełnionymi smutkiem szmaragdami. Kiedy jednak odrywa od nich swoje
spojrzenie widzi wyższego o głowę mężczyznę, z kasztanowymi włosami zaczesanymi
do góry. Atrakcyjność szatyna lekko onieśmiela dziewczynę, ale kiedy drugi raz
parzy w jego oczy dostrzega coś więcej. Jakby kiedyś go już widziała.
-Znała ją pani? – melodyjny głos mężczyzny wybudza Castillo
z transu.
-Tak, ona.. była dla mnie kimś bardzo ważnym. – spuszcza
głowę załamana. Kiedy ją podnosi z łzami w oczach patrzy na szatyna.
-Dla mnie także. – wzdyma wargi i wyciągając rękę z kieszeni
patrzy na zegarek. Dziewczyna wykorzystując chwilę nieuwagi lustruje go
wzrokiem. W jej głowie wciąż panuje nieład. -Może to trochę nie na miejscu, ale
czy dałaby się pani zaprosić do tej kawiarni obok? Jeśli nie, to oczywiście
zrozumiem. – na początku szatynka układa w głowie grzeczną odmowę, ale gdy
patrzy w jego tęczówki wszystkie wątpliwości znikają.
♥♥
Kiedy menu przyniesione przez kelnera znajduję się na stole
ich dłonie stykają się tworząc niewidzialną nić, przez którą fala gorąca
przepływa po ich skórze.
-Przepraszam. – rumieni się lekko dziewczyna na co
nieznajomy uśmiecha się subtelnie.
-Moja wina. – niechętnie zabiera rękę –Co pani sobie życzy?
– odkłada kartę na miejsce wpatrując się w jej czekoladowe spojrzenie.
-Może nie tak oficjalnie. – zawstydza się szatynka –Jestem
Violetta. – wyciąga do niego dłoń, lecz on niezdolny do żadnego ruchu zamiera.
-Violetta? – upewnia się jak sparaliżowany
-Tak. – śmieje się cicho. Wtedy do głowy powracają tysiące
pięknych wspomnień. Na początku mężczyzna waha się tłumacząc sobie, że to zbieg
okoliczności, ale kiedy na nadgarstku nieznajomej dostrzega wystający spod
płaszcza kawałek dobrze znanej mu bransoletki jego serce znacząco przyspiesza,
a na twarz mimowolnie wkrada się promienny uśmiech.
-León. – reakcja młodej kobiety wprawia go w rozbawienie.
-Słucham? – odkłada kartę wlepiając swój wzrok w szatyna na
co on cicho śmieje się.
♥♥
Idąc obok siebie wzrok Leona wciąż krzyżuję się ze
spojrzeniem Violetty. Wciąż nie może uwierzyć, że znów ją widzi, w dodatku jako
tak śliczną, dorosłą już dziewczynę. Po chwili zatrzymują się przed domem
szatynki.
-Do zobaczenia. – uśmiecha się do niego. Kiedy już chcę
odwrócić się by wejść do domu mężczyzna odwraca ją w swoją stronę i
przyciągając do siebie czule całuje. Wtedy pojawia się coś, czego jeszcze nigdy
nie doświadczyli, ich serca wypełnia całkowite szczęście. Violetta kładzie ręce
na zmarzniętych policzkach Verdasa i odwzajemnia utęskniony pocałunek. Stoją
tak jeszcze przez kilka minut czując żar rozpalający się w sercu.
♥♥
Mija rok. Rok
pełen szczęścia, miłości i cieszenia się sobą nawzajem. Na palcu Violetty
widnieje piękny, złoty pierścionek, który Leon podarował jej kilka dni temu.
Już niedługo oficjalnie miała zostać Violettą Verdas, żoną najważniejszej osoby
w jej życiu.
Siedząc w
samolocie rozmawiają o swoich wyobrażeniach na temat pięknego miejsca, w którym
za kilka godzin powinni wylądować. Śmieją się, przytulają zupełnie nie zdając
sobie sprawy z tego, co właśnie się dzieje. Kiedy z głośników słyszą niepokojący
głos Stewardessy, dziwne sygnały i widzą migające, czerwone światła dociera do
nich co niedługo ma się stać.
-León, boję się. – szepcze przerażona dziewczyna. On jedynie
przełyka ślinę i chwyta delikatnie dłoń swojej narzeczonej.

-Kocham cię. – do jej oczu zaczynają napływać łzy. Verdas
stara się opanować, nie rozpłakać jak małe dziecko, choć w jego środku trwa
zacięta walka.
-A ja ciebie, bardzo. – całuję ją po raz ostatni. Castillo
wtula się w niego dławiąc się łzami. Oboje zamykają oczy czekając na to, co
było im przeznaczone od początku.
Po chwili kompletnie
nic nie czują. Samolot roztrzaskuje się na miliony kawałków, tak samo jak ich
serca, lecz dusze nadal trwają ze sobą. Oboje odeszli, ale śmierć ich nie
rozłączyła.
********************************************************
******************************************************
Hej! Wiem, że mój ostatni OS nie zakończył się Happy End'em,
tak samo jak ten, ale chyba mam fetysz
na smutne OS :,D Miałam lekkie problemy z wstawieniem tego, bo raz zdjęcia nie
było (nie mogłam się powstrzymać xd), raz z notką coś źle, ale w końcu jest!
Dziwię się sama sobie, bo minęły 4 dni, ale co tam! OS średnio mi wyszedł, ale
tak to jest jak się piszę na szybko xd Nie przedłużając mam nadzieję, że nie
zanudziliście się w trakcie! I dziękuje za komentarze pod poprzednim
rozdziałem! Jesteście cudowni ♥
Pierwsza;*
OdpowiedzUsuńTen os jest Woow.
UsuńPoczątek słodki jak poznaje małego Leosia.
Prawie się popłakałam, gdy ich rozdzielali.
A jak siebie odnaleźli to ciągle się uśmiechałam.
Happy endem się nie skończył, ale ważne, że razem. Że druga połówka nie musiała się załamywać z powodu śmierci drugiej osoby.
Os bardzo mi się podoba.
Pozdrawiam Patty;*
Buziaczki♥♡♥
Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeee! Tylko nie sad end no błagam. Smutny taki, ale cudowny 😉
OdpowiedzUsuńNic dodać nic ująć.
Razem wychowali się w sierocińcu. Później V została adoptowana, ale odnaleźli się po latach i zaręczyli. Pokochali i umarli razem.
Ahhh płacze. 😢
Maddy ❤
Heejka! <3
OdpowiedzUsuńKurde, czy tylko dla mnie to zakończenie nie jest takie bardzo smutne?
Tak, zginęli, ale zrobili to razem *-*
Byli ze sobą w tych ostatnich sekundach :c
To było takie cudowne, jak napisałaś, że śmierć ich nie rozdzieliła :')
Aż mi się oczy zaszkliły :'3
A to nie zdarza się często ;)
Po prostu fenomenalny os!
I ta ich przysięga ^-^
Jejku, dlaczego to jest takie piękne?
To jak odnaleźli siebie po tylu latach..awww...
Na pewno jeszcze powrócę do tego one shota :D
Czytało się go wspaniale ^^
Czekam na kolejną perełkę misiu!
Kocham <33
Buziaki :**
<33
♥♥♥♥
OdpowiedzUsuń